Byłam otyłym dzieckiem i jestem otyłym dorosłym, co ja się nasłuchałam to moje u lekarzy. Ogólnie ja rozumiem, że trzeba o tym powiedzieć, ale jeśli to może być powód mojej przypadłości albo po prostu, ALE jeśli najpierw się pomoże mi z tym, z czym przyszłam. Także w kulturalny sposób. Nie tak, jak przyszłam na szczepienie, a lekarka już po 18 mi wciska skierowanie do poradni, gdy o to nie prosiłam. Albo jak gdy miałam 15 lat, poszłam do lekarza z anginą i bardzo cierpiałam, a oczywiście wywiązała się z tego rozmowa o mojej otyłości. Powiedziałam, że nie mogę schudnąć, ale zanim opowiedziałam o problemie, z którym mogłaby mi hipotetycznie pomóc to wcięła mi się w słowo i skwitowała "jak to nie możesz schudnąć, przecież w obozach nie było grubych". Cóż, może dlatego, że byli likwidowani już na początku, ale to mniejsza.

Później zaczęłam mieć łojotokowe zapalenie skóry, bo choroby jak łuszczyca, egzema itp. są w mojej rodzinie. Zamiast pomocy wizyta wyglądała tak: ja mówię co mi jest, a lekarka "no, łojotkowe zapalenie skóry, ALE DLACZEGO MASZ TAKĄ WAGĘ." Nie twierdzę, że dieta i waga nie mają wpływu na łzs, ale poruszenie tamtej kwestii nie miało nic wspólnego z edukacją pacjenta, bo nie dostałam wtedy ŻADNEJ pomocy, recepty, rady, nic.

Ogólnie byłam źle traktowana też przez innych przez wagę. Jednak niektórzy nie rozumieją, że dla części osób to nie jest motywujące, a nie da się sobie pomóc, gdy człowiek się nienawidzi – to jest mój przypadek.